Jak to się wybrałam do Rzymu

Ten wpis jest ku przestrodze innym pindziom, aby przed wycieczką w nieznane lepiej przygotowały się na przygodę. Bo zamiast przygody będą miały obolałe nogi, stado pęcherzy i skwaszone humory. Całe szczęście, mnie dotyczyły tylko te dwie pierwsze przestrogi.

Bardzo lubię zwiedzać. Jak tylko mam okazję, co niestety jest stanowczo za rzadko, zaglądam do starych kościołów, podziwiam kamieniczki, brukowane ulicy i zabytki architektoniczne. Niestety moi najbliżsi towarzysze życia nie podzielają mojej pasji na rzecz, zupełnie przeze mnie niezrozumiale, ogródków działkowych lub wyprawy do lasu. No cóż, łudzę się, że te przeciwieństwa się przyciągają.

Na całe szczęście, moi cudowni przyjaciele podróżują w inne miejsca niż lasy i działki. Oni podróżują do miejsc cywilizowanych, do europejskich miast ciekawych, a przeważnie stolic innych krajów.

Kilka miesięcy temu zgłosiłam moją chęć dołączenia do ich podróży. I ku mojemu ogromnemu szczęściu udało się wcielić w życie ten plan.

W czerwcu pojechaliśmy do Rzymu. Ja i moich trzech muszkieterów.

Ze względu na to, że mieszkamy na dwóch krańcach zachodniej granicy Polski (no dobra, ja trochę dalej od granicy) spotkaliśmy się na berlińskim lotnisku.

Moja wycieczka zaczęła się od podróży pociągiem do Wrocławia. Zaskoczenie numer jeden, na Dworcu Głównym w mieście wojewódzkim, Opolu, kasy biletowe są otwarte do godziny 22:00. Po tym czasie bilety należy kupić w biletomacie lub u konduktora- dzięki Bogu, bez dopłaty.

Z Wrocławia do berlińskiego lotniska Schonefeld podróżowałam autobusem. Przezornie zaplanowałam dłuższe przerwy pomiędzy połączeniami, co ostatecznie oznaczało, że na autokar czekałam półtorej godziny.

IMG_20160615_231816

W Berlinie spotkałam się z chłopakami i już wspólnie polecieliśmy na lotnisko Ciampin0 w Rzymie.

To przedsmak zwiedzania. Wtedy jeszcze nie wiedziałam co to dla mnie oznacza. A zwłaszcza dla moich stóp.

IMG_20160616_082827

Zaskoczenie numer dwa: obuwie powinno być dostosowane do dróg lokalnych. Mniej do stroju i ogólnego wizerunku.

Zaskoczenie numer trzy: Rzymski bruk wcale nie jest taki „wychodzony” jak ten w Krakowie, mimo tego, że ma więcej lat.

I tak oto dochodzę do moich pęcherzy i umordowania zwiedzaniem w niezwykle wygodnych butach, które świetnie sprawdzają się w Krakowie, a za cholerę nie dały rady w Rzymie.

Otóż, nie skorzystawszy z dobrych rad mojego męża, nie przygotowawszy się dokładnie do wycieczki pięć dni męczyłam się w baletkach i sandałach. No cóż. Z pewnością następnym razem zabiorę co najmniej trampki z grubą podeszwą, aby wszechobecne w europejskich stolicach brukowane uliczki nie odebrały mi radości z czerpania ze swej urody. Z pewnością da się to tak zaplanować, aby i mojej urodzie to nie zaszkodziło.

Ilość współczujących spojrzeń i dobrych rad od moich towarzyszy była pokrzepiająca. Bardzo starali się mnie wesprzeć dobrym słowem i humorem. Nawet zaplanowali w harmonogramie zwiedzania relaksującą kąpiel dla stóp w morzu.

Ale niestety, na wiele to się zdało.

Dziś zszedł mi ostatni odcisk.

Całe morze inspiracji

Wiosna przyszła niespodzianie? Raczej nie, wyczekiwanie. Choć w Opolu wcale nas nie rozpieszcza, bo prawie ciągle pada. Dla roślin czysty raj. A ja mogę chodzić w moich super kaloszach.

Wiosna przynosi też przesilenie, kiedy to mój organizm zdecydowanie odczuwa spadek formy. Przy okazji szaleją grzybolce i pustoszą mój wizerunek okropnymi plamami na szyi.

Aby dodać sobie energii wyszukuję wydarzeń, postów, filmików, tekstów, które tchną we mnie nowe, świeże spojrzenie.

Guru od social media – Tomek Tomczyk alias #JasonHunt – napisał nową książkę. Jestem jej szczęśliwą posiadaczką. Z pewnością wyciągnę z niej wnioski, które wprowadzę do mojego blogo-bazgrolnika.

Podczas jazdy do pracy słucham audiobooka „Wielka Magia” Elizabeth Gilbert. Co by nie mówić o autorce książki „Jedz, módl się i kochaj”, to w tej pozycji znalazłam kilka takich stwierdzeń, które dla mnie są inspirujące. (Nie będę ukrywała, że przy lekturze jej bestseleru bolały mnie zęby od grafomaństwa, ale nie wszystko musi się podobać każdemu i jak widać znalazła grono wielbicieli. Podobnie jak „50 twarzy Greya”).

A dzisiaj miałam przyjemność uczestniczyć w Festiwalu Inspiracji xOpole. I mam w sobie całe mnóstwo wrażeń.

Po pierwsze- jestem bardzo dumna z tego, że nasze/moje miasto zaistniało na mapie ciekawych wydarzeń w Polsce.

Po drugie- miałam wszystko na wyciągnięcie ręki, bez konieczności długich podróży. Gwiazdy przyjechały do nas 🙂 nie tylko na Festiwal Polskiej Piosenki.

Po trzecie- miejsce Festiwalu to odremontowane stare spichlerze. Pięknie są zrobione. Jestem pod dużym wrażeniem, bo byłam tam pierwszy raz, ale na pewno nie ostatni.

Po czwarte- wśród prelegentów byli opolanie. Duma wielka.

Po piąte- 14 ciekawych wystąpień. Różne historie, różne perspektywy. Obok bardzo znanych gości, takich jak dr. Marek Skała, Sebastian Kotow i mój ulubiony Łukasz Jakóbiak występowały osoby mniej znane, które dzieliły się swoimi historiami. Opowiadały o swojej pasji, o drodze, którą musieli przejść, aby osiągnąć to co – w ich rozumieniu- jest sukcesem.

Po szóste- moje absolutne odkrycie i zachwyt to Patryk Suliga z Bez Kanału. Tak szczery zapał, pasja i radość z tworzenia tego co robi, był urzekający. Polecam z całego serca i mocno kibicuje. I ta promocja Opola. 🙂

Koniecznie zobaczcie Patryka w akcjach #bezkanalu

https://www.youtube.com/channel/UCXnoIeFOQpr0b2ppOz3myqg

Fantastyczny to był piątek.

FestiwalInspiracjixOpole

IMG_20160415_150752IMG_20160415_151312IMG_20160415_090603IMG_20160415_135038

PS. Zdjęcie z Łukaszem Jakóbiakiem co najmniej tak nie ostre, jak jak jego zdjęcie z Lady Gagą. Też mi się ręka trzęsła.

 

Bałtyk w zimie?

Jak najbardziej. Nasz feriowy tydzień miałam okazję spędzić nad morzem i stwierdzam z pewnością, że Bałtyk w zimie to genialna sprawa. Unikamy Januszy plaży, wszechobecnych parawanów, śmierdzących budek z jedzeniem i wrzeszczących dzieci.

Za to mamy mroźne, rześkie i pełne jodu powietrze. Prawie puste plaże. Mewy i łabędzie. Muszelki i bursztyny. Restauracje i kawiarnie do swobodnej dyspozycji, bez konieczności stania w kilometrowych kolejkach.

I te cudowne widoki.

IMG_20160208_074858_HDRIMG_20160208_104449_HDRIMG_20160208_110020_HDRIMG_20160208_121320_HDRIMG_20160208_121418_HDRIMG_20160208_123426_HDRIMG_20160208_191409_HDRIMG_20160209_121606_HDRIMG_20160209_163933_HDRIMG_20160210_084606_HDRIMG_20160210_124727_HDRIMG_20160210_131230_HDRIMG_20160210_131235_HDRIMG_20160210_131326_HDRIMG_20160210_132417_HDRIMG_20160210_133115_HDRIMG_20160210_162028_HDRIMG_20160210_163344_HDRIMG_20160210_163401_HDRIMG_20160210_164524_HDRIMG_20160210_165229_HDRIMG_20160210_165338_HDRIMG_20160211_160843IMG_20160211_163327IMG_20160211_163639IMG_20160211_163801IMG_20160211_164035IMG_20160213_090755IMG_20160213_091223IMG_20160213_094949IMG_20160213_095253IMG_20160213_095851IMG_20160213_100158IMG_20160213_102249IMG_20160213_102559IMG_20160213_100204

Trójmiasto- Love You.

Kiedy marzy się o czymś wytrwale i stale. Śni się o tym po nocach. Wizualizuje się te cuda. Opowiada się wszystkim dookoła o swoich planach. I potem się to zaczyna spełniać.

I człowieka przepełnia bezgraniczna radość i duma.

Dzisiaj jest taki dzień, że jestem absolutnie przekonana o tym, że warto marzyć.

believe_in_your_dreams__by_carobieber2-d4w74ch

źródło

Tra la la la la la 🙂

Będzie przebudowa kuchni i będzie nowy samochód służbowy.

Jupi.

Pomaganie przez klikanie

Chyba każdy z nas zna program Polskiej Akcji Humanitarnej „Pajacyk”.  Celem akcji jest sfinansowanie posiłków w szkołach i placówkach środowiskowych, oraz zapewnienie dostępu do żywności tam, gdzie jej nie ma i gdzie najbardziej cierpią z tego powodu dzieci.

Jak to działa? Wystarczy codziennie wejść na stronę www.pajacyk.pl i kliknąć w brzuszek pajacyka.

Proste, prawda?

Ja, oprócz klikania w pajacyka, klikam jeszcze w cegiełkę na stronie www.dobryklik.pl

Na stronę trafiłam dzięki głośnej akcji zbierania pieniędzy na leczenie małego, uroczego motylka- Zuzi Machety. Klikałam Zuzi, a teraz klikam innym dzieciaczkom.

Jak to działa? Klikasz w  cegiełkę, która powoduje wpłacenie 10 gorszy na konto w fundacji. Dzięki kliknięciu odsłaniał się fragment zdjęcia dziecka, na które aktualnie zbierane są środki. Zuzia pieniądze nazbierała i dzielnie przygotowuje się już do leczenia w USA.

Mam swoje nawyki. Jednym z nich jest klikanie zaraz po włączeniu komputera, czy to w pracy, czy w domu. To pierwsza rzecz jaką robię.

Dlaczego? Żeby chociaż tak pomóc potrzebującym. Oprócz wielkich akcji, poprzez codzienne, sumienne klikanie także możemy pomóc.

W myśl starego przysłowia: Ziarnko do ziarnka i zbierze się miarka.

A Ty? Klikasz?

Maciej Stuhr klika 🙂

Nowy rok, nowy początek?

Dla mnie Nowy rok to raczej kontynuacja.

Nie odcinam się od tego co było. Korzystam z tego, bo dzięki temu jestem tym kim jestem i tu gdzie jestem.

Nie robię postanowień. Badania i moje obserwacje dowodzą, że w większości postanowienia, które ambitnie robimy na początku roku sabotujemy przed samym sobą już nawet po dwóch tygodniach, a po trzech miesiącach zupełnie o nich zapominamy.

Ja wymyślam dla siebie życzenia na ten Nowy Rok:

Żebym mogła realizować swoje pasje. Żebym odkrywała je na nowo i żebym odkrywała nowe.

Spokoju ducha i wewnętrznej równowagi.

Samozadowolenia.

Rozwoju i wszystkich emocji z tym związanych.

Szczęścia, dostrzeganego wszędzie. I żebym zawsze umiała je dostrzec.

Miłości, tej pięknej i szczerej, w drobnych gestach i czynach.

Zdrowia (bo tego nigdy za wiele).

Realizacji siebie.

Możliwości zobaczenia pięknych miejsc i poznania ciekawych i mądrych ludzi.

Radości.

Umiejętności cieszenia się z tego co przynosi los.

Wyciągania wniosków z popełnianych błędów.

Po prostu cudownego, inspirującego, zaskakującego dobrymi wydarzeniami szczęśliwego Nowego Roku!

f6a619251056a65d1562b980667af8bb

źródło

Grudzień #22

Chyba to moje perfekcyjne przygotowanie sprawiło, że mam nadzwyczajnie dużo czasu. Wszystko przemyślane i zaplanowane w podziale na konkretne dni.

Przeziębienie także dołożyło swoje i już dziś nie byłam w pracy. Wzięłam urlop, żeby oszczędzić moich współpracowników przed zarazkami.

Może stąd to poczucie rozciągniętego czasu. Menu wigilijne ustalone. Lista zakupów zrobiona. Jutro z samego rana lecę na zakupy, mając nadzieję na uniknięcie dzikich tłumów. A potem gotowanie i pieczenie.

Jutro na tapecie następujące pozycje naszych wykwintnych dań: trufle migdałowe, ciasteczka czekoladowe, ciasto kokosowe z białą czekoladą, chlebek ziołowy, pasztet oraz ryba po grecku.

W Wigilię zostanie mi jeszcze dwa rodzaje barszczu, tatar z łososia, usmażenie karpia i łosoś na parze.

Uf.

Całe szczęście, że będę miała u boku mojego pomocnika.

12369119_1148956328448587_5755933078912856536_n

 

Aha. I nie mogę zapomnieć umyć lampy. Bo straszy kurzem 🙂